Witajcie moi Mili! 😉 Miło Was tutaj znowu widzieć, mam nadzieję, że jeszcze o mnie pamiętacie ;). Często słyszałam różne głosy, żeby napisać coś w stylu ‚Therapy’. Cóż, nie jestem w stanie tego odtworzyć, to był spontan nad spontany ;D. Ale wpadło mi do głowy coś, co może być równie ciekawe, mam nadzieję. Więc zaczynamy! Przy okazji zmiana szablonu, niezawodne dziewczyny z szabloniarni sprawiły, że nabrałam ochoty trochę tu pozmieniać ;). Pozostaje mi czekać na Wasze opinie. Więc smacznego ;*
Wasza Czokoladka ;).
Stwierdzam, że naprawdę nie jestłatwo być mną. Ktoś, kto układał mój życiorys, musiał mieć naprawdę zły dzień,żeby w rezultacie tak mi dopieprzać na każdym kroku. Czasami nawet wydaje misię, że już do tego przywykłem. Nie żebym lubił problemy. One po prostuuwielbiają mnie! A jak już wszystkiego mi się tak nazbiera, to kończę w różnychdziwnych sytuacjach i ryczę jak baba. To takie żenujące, że zazwyczaj chowamsię gdzieś przed całym światem, ale tym razem akurat wylądowałem gdzieś wparku, siedząc na własnej walizce. Marzłem jak jasna cholera i właśniepróbowałem się uspokoić, bo łzy przymarzały mi do policzków. W sumie tozbliżała się noc, a ja nie miałem zielonego pojęcia, gdzie by się podziać.Moich oszczędności wystarczyłoby mi może na jedną noc w hotelu i jutrzejszyobiad, ale co potem? Możliwe, że znalazłoby się dla mnie jeszcze jakieś miejscew noclegowni dla bezdomnych, ale nie jestem pewien, czy bardziej bolało mnieto, że jest tak daleko stąd, czy to może moje ego. W każdym razie nie było mowyo tym, żebym tam poszedł. O, nie. Tego tylko jeszcze mi brakowało docałkowitego upokorzenia! Nie byłem przekonany, co muszę w związku z tym zrobići póki co wyglądało na to, że będę spał tu – między drzewami, na swojej walizcei to jeszcze w śniegu przy minus piętnastu stopniach. Nie, nie miałem termometru,ale oglądałem pogodę, zanim wyrzucili mnie z domu. Poza tym była zima, toraczej normalne o tej porze roku, prawda?
Powtarzałem sobie: uspokój się, napewno jakoś sobie poradzisz, znajdzie się jakieś rozwiązanie, nawet jeślijesteś tak beznadziejnie żałosny, że żal na ciebie choćby spojrzeć i… zbierałomi się na kolejną salwę szlochów. Niech to szlag! Dlaczego zawsze ja?!
– Czekasz na kogoś? – usłyszałem zaswoimi plecami i podskoczyłem jak poparzony.
– Ja… ja nie mam pieniędzy!Przysięgam! – wykrzyczałem, zanim jeszcze zdążyłem się obejrzeć za siebie. Isię nie śmiej tak bezczelnie, przestraszyłem się! Miałem prawo sięprzestraszyć, sam, zaryczany, na zimnie i… Właściwie, co za koleś? Nie miałem zbytnio pojęcia. Ale w sumie niewyglądał na groźnego. Uśmiechał się wprawdzie pod nosem, ale jego platynowewłosy i szczupła sylwetka nie sprawiały wrażenia, jakby miał się na mnie zarazrzucić. Powiedziałbym nawet, że wyglądał… nieźle. Nie tak dobrze jak ja (iproszę nie czepiać się tego, że jestem zmarznięty i zapłakany!), ale naprawdęnieźle.
– Zgubiłeś się? – znowu zadałpytanie. Prychnąłem wtedy tylko. Lodowatym rękawem otarłem twarz, cozdecydowanie nie było dobrym pomysłem i spojrzałem na niego spode łba.
– Mieszkam w tym mieście odurodzenia, jak mógłbym się zgubić?!
– Myślałem, że potrzebujesz pomocy,ale skoro tak – wzruszył ramionami i ruszył dalej przed siebie.
Pff! Dobre sobie! Wydaje mu się, żejak już pomyślałem, że jest niezły i w ogóle to siedzę w środku parku jak jakaśsierota na swojej walizce, to od razu potrzebuję pomocy od takich snobów, jakon…? Dobre sobie! Prychnąłem znów i założyłem ręce. Niewyobrażalne, co też ciludzie wymyślają. Spojrzałem na swoją walizkę, a zaraz potem na oddalającą sięcoraz bardziej postać. No dobra. Może byłem odrobinkę niesprawiedliwy, możerzeczywiście chciał mi pomóc, a ja…
– Pomóc? – mruknąłem do samegosiebie, jakby dopiero teraz to do mnie dotarło. Nie, nie „jakby”. To naprawdędopiero do mnie dotarło. – Ej! Ej, zaczekaj! – wykrzyczałem, chwytając szybkoza uchwyt walizki. Nie wiedziałem nawet, że tak długo tam siedziałem, ażzdążyła przymarznąć. Odwróciłem się za siebie. Platynowy chłopak wychodził jużz parku, a ja dalej szarpałem się z tą kupą złomu! Przynajmniej do chwili, ażurwała mi się rączka i poleciałem na cztery litery, zaraz potem o mało nie kończącwszystkiego fikołkiem. Podniosłem się szybko ze śniegu i ze złości zacząłemkopać walizkę, klnąc przy tym głośno i siarczyście. Niedorobione gówno jedno,no! A miałem szansę, do cholery, na pomoc! Ale akurat wtedy musiało odmówić miposłuszeństwa! Pieprzona skrzynka Pandory! Czy tam puszka…
Mniej więcej zaraz potem zobaczyłem,jak czyjeś ręce dość sprawnie uwalniają moją walizkę od śniegu i przymocowująna powrót rączkę. Chyba troszkę mnie zamurowało, bo stałem jak jakaś rzeźbalodowa i wpatrywałem się w platynowego chłopaka, który uśmiechając się do mnie,oddawał mi moją własność swoimi czerwonymi od zimna dłońmi.
– Chociaż tyle pomogę – stwierdził,puszczając mi oczko, po czym odwrócił się do mnie plecami i znów ruszył dowyjścia z parku.
– Ale… Ej, zaczekaj! – zawołałemznowu, podbiegając do niego na tyle, na ile moje zdrętwiałe z zimna dolnekończyny mi na to pozwalały. Chłopak zatrzymał się i spojrzał na mnie uważnie.Nawet w tak słabym świetle jego niebieskie oczy przewiercały mnie na wskroś.Wrrr. – Znaczy… naprawdę chciałbyś mi pomóc?
– O ile jakoś mogę, czemu nie? –odparł wesoło. Zaraz potem przetarł twarz czerwoną dłonią. Skrzywiłem się niecoi otworzyłem na chwilę swoją walizkę, wyciągając z niej zapasowe rękawiczki. Tobyły moje ulubione! Ale… naprawdę nie chciałem spać tam na śniegu, kurczę.Podałem mu je. – O… dzięki – zaśmiał się. – Zapomniałem zabrać z domu. Teraz tojuż muszę ci się jakoś odwdzięczyć. Więc czego potrzebujesz?
– No… noclegu – wydukałem, spuszczającwzrok na swoje stopy.
– Znaczy nie masz gdzie spać? –zapytał, patrząc na mnie dziwnie. – Ale nie jesteś bezdomny?
– A czy ja wyglądam na bezdomnego? –warknąłem na niego mimowolnie. Jak w ogóle mógł pytać?! Ja? Bezdomnym? Nieprzesadzajmy! Chwilowo zostałem po prostu pozbawiony lokum, ale to nie znaczy,że jestem jakimś brudnym bezdomnym!
– Wyglądasz trochę chudo, ale chybanie. Więc co się stało? – zapytał, poprawiając założone na dłonie rękawiczki.
– Wyrzucili mnie z domu… -wymruczałem tak cicho, że sam ledwie się usłyszałem, ale najwyraźniejplatynowemu to wystarczało. Chwilę później spojrzałem na niego swoimi najlepiejwyćwiczonymi kocimi oczyma. Jakże mógłby mi odmówić w takiej sytuacji? Dałem mumoje rękawiczki, odrobinę wdzięczności, no! – Zabierzesz mnie do siebie? –zapytałem w końcu, na co on się tylko roześmiał.
– No, dobrze… – odpowiedział pokrótkim zawahaniu, które właściwie trwało całą wieczność, bo gdy otwierał ustasłyszałem w nich podświadomie „chyba sobie stroisz żarty”. Ulżyło miniemożliwie, więc wyszczerzyłem się do niego i ruszyłem przed siebie, zarazpotem zdając sobie sprawę, że nie wiem, dokąd mam iść. Patrzyłem na niegobezradnie, aż on sam obrał odpowiedni kierunek. – Więc jak to się stało? –zapytał, gdy już szliśmy.
– Opowiem ci w domu, bo zimno –mruknąłem cicho, kuląc się na tyle, na ile mogłem, żeby ochronić się przedzimnem. Trzeba było założyć dodatkowy ocieplacz do płaszcza. Będę musiałpamięć, gdy ktoś kolejny raz będzie planował wyrzucić mnie na zbity pysk wśrodku zimy.
Nigdy w życiu nie dałbym się takzałatwić matce. Owinięty w jakieś śmieszne sweterki, które okropnie gryzły mniew szyję, w dwóch kocach, z podwiniętymi nogawkami moich rurek i stopami w miscez niemal gorącą wodą, myślałem, że zapadnę się pod ziemię. Oczywiście wdłoniach trzymałem jeszcze kubek z herbatą. Był gorący! I wcale nie chciało misię jej pić, lubię tylko malinową. A to było jakieś gorzkie paskudztwo. Niewypadało wprawdzie narzekać, skoro platynowy postanowił przyjąć mnie na noc poddach, ale przynajmniej pośledziłem sobie za nim wzrokiem spomiędzy zmrużonychpowiek. Za nim, nie za jego tyłkiem, chociaż był całkiem zgrabny i wyglądałwyjątkowo apetycznie.
Właśnie przed chwilą wszedł dojakiegoś pokoju, żeby zaraz potem wrócić i usiąść naprzeciwko mnie. Chętnie bymobadał mieszkanko, ale ktoś kazał mi siedzieć na tyłku i się ogrzewać. No, tosiedziałem. A może poszedł mi tam przygotować łóżko? W sensie to jakiśgościnny, czy coś?
– Będziesz spał na kanapie. – Oh,nie! Dlaczego? – Właśnie rozmawiałem z współlokatorem i nie ma nic przeciwko,żebyś został. Właściwie powiedziałem mu, że jesteś moim znajomym, więc mnie niewydaj.
– Ale ja nawet nie wiem, jak masz naimię – stwierdziłem, patrząc na niego miną pod tytułem „masz mnie zazłodzieja?”. Platynowy roześmiał się cicho i wyciągnął do mnie rękę.
– Andreas.
– Bill – odparłem, puszczając jednądłoń z kubka, żeby odwzajemnić gest. Nie, żeby to była jakaś zbrodnia, aleuśmiechnęło mi się pod nosem, gdy poczułem gładką skórę, dopiero co wysmarowanąkremem do rąk. Jak miło wiedzieć, że nie jestem jedynym facetem, który o siebiedba. Ale i tak z pewnością jestem od niego przystojniejszy!
– Więc powiesz mi teraz za cowyleciałeś z domu? – zapytał, opierając się wygodnie w fotelu.
Skrzywiłem się nieco. Chyba niepowinienem się spowiadać z takich rzeczy nowopoznanym ludziom, prawda?Szczególnie, że o niczym nie wiedząc, platynowy, znaczy się Andreas, ugościłmnie w swoim mieszkaniu. No, ale co tam, raz się żyje, nie?
– Ojciec dowiedział się, że jestemgejem – wymruczałem bardziej do kubka niż do niego. Ale ten błysk w jego oku nadźwięk słowa „gej” stanowczo mi się nie spodobał. Nie wiedziałem tylko jeszczedlaczego.
– Przyłapał cię z chłopakiem?
– A co ty! – Prychnąłem. – Bardziejostrożnego niż ja nie znajdziesz. Poza tym chwilowo nie mam chłopaka,właściwie… właściwie to siostra mnie przypadkiem wkopała – przyznałem, robiącgłupią minę. No, bo taka była prawda! Cholera jedna! Wystarczyło o jedno zdanieza dużo, które dotarło do uszu ojca. Nie, żebym nie wiedział, jaki jest z niegohomofob. Całe życie się ukrywałem z tym, że nie interesują mnie związki zdziewczynami, a te, które mnie odwiedzały w domu, były moimi koleżankami. – Wkażdym razie wyrzucił mnie z domu i powiedział, że mogę wrócić do rodziny, jakznormalnieję i znajdę sobie kandydatkę na matkę jego wnuków – niemalzacytowałem, wzdychając cicho na koniec.
Swoją drogą z tym chłopakiem to teżnie było tak „chwilowo”. Miejsca typu „bary dla gejów” mnie raczej nie kręcą istopa moja tam nie postanie, a ciężko znaleźć gdzieś jakiegoś porządnego geja.Zwykle wolę raczej unikać wpadek typu zarywanie do hetero. No i z tegowszystkiego, to ostatni raz faceta miałem może z rok temu, potem raz się sparzyłem,bo jakiś kretyn najpierw mi wmówił, że jest homo, a jak przyszło co do czego,to po pysku dostałem. Drań jeden, żartów mu się, kurczę, zachciało! Bezczelnyzłamał mi serce i paznokieć, byłem naprawdę wściekły i odechciało mi sięszukania…
W każdym razie Andreas rzucił tylkojakieś „rozumiem” na moje wyznanie i przyglądałby mi się, jakby mnie pierwszyraz w życiu na oczy widział… W sumie bardzo możliwe. No, ale głupio się takczułem, gdy nie spuszczał ze mnie wzroku. Owszem, lubiłem być w centrumzainteresowania, ale to było jakieś takie niezręczne. Odchrząknąłem sobie więctroszku i rozejrzałem się po raz kolejny po pokoju, w którym się znajdowaliśmy.
– Więc… mieszkasz tu z kimś?
– Tak z przyjacielem – odparł zlekkim uśmiechem. – Ale raczej nie zdążysz go poznać, w środku nocy jedzie nalotnisko. Wyjeżdża do Stanów na kilka miesięcy. Wprowadziłem się z nim tutaj,gdy pokłóciłem się z ojcem o to, że nie chcę prowadzić podwójnego życia –oznajmił. Moja brew sama jakoś tak uciekła do góry, a słuch się wyostrzył. Tobrzmiało ciekawie.
– Hm… znaczy… chciałbyś miopowiedzieć? – zapytałem „ostrożnie”. Przecież nie jestem wścibski! To tylkoczysta ciekawość, niewinna i te sprawy.
– Nie jesteś trochę za wścibski?
Kurczę.
– Żartuję i tak miałem ci powiedzieć– dodał po chwili. Żartowniś się, kurczę, znalazł. Wrr. No, ale teraz już mów,póki słucham. Potem zatkam sobie uszy i będę śpiewał, żeby żadne słowo do mnienie dotarło, więc korzystaj z okazji póki możesz! – Tak naprawdę niewiele jestdo opowiadania. Ojciec ma firmę, jestem jedynym dziedzicem i wraz z matkąwymyślili sobie, że nawet jeśli jestem gejem, mogę to ukrywać pod przykrywkążony i dzieci. Stwierdziłem, że chyba ktoś mu za mocno jaja ścisnął.
Wiecie, ja jestem dobrym słuchaczem.Ba! Genialnym po prostu! Zawsze dobrze słucham, kiwam głową jak ten piesek zsamochodu siostry i pomrukuję, jak rasowe kocisko, żeby mój rozmówca czuł sięsłuchany! Naprawdę, kurczę! Ale… tym razem ze wszystkiego, co powiedziałdotarły do mojej mózgownicy dwa słowa: „jestem gejem”. Boże! Ulitowałeś sięnade mną! Tak! Tak! TAK! Czy ja przypadkiem nie wspominałem wcześniej, że zplatynowego to jest niezłe ciacho…?
Ciii! Cicho. Skup się, Bill. Iprzestań się tak idiotycznie uśmiechać, to wcale nie było zabawne! Wdech,wydech, uch. Platynowy chłopak, Andreas, gej. Moje wybawienie od śnieżnej nocyi samotności! Znaczy, uhm. Ja tak tylko sobie. Ciii. Boże, muszę się uspokoić.
– Więc… tak po prostu się wyniosłeś?– odezwałem się wreszcie, stwierdzając, że na to najwyższa pora.
– Trochę to trwało, ojciec męczyłmnie tym przez ponad rok czasu, aż wreszcie oznajmiłem, że wyprowadzę się,jeśli nie da mi spokoju. No, a Tom akurat szukał mieszkania, więczamieszkaliśmy razem.
A więc jego współlokator nazywa sięTom. Uznałem, że to wiadomość, którą warto zapamiętać. Chociaż, jak ma go niebyć tyle czasu, to miałem to w sumie gdzieś. Po co mi wiedzieć, czy jakiś tamkoleś ma na imię Tom czy Thomas, czymoże Grunwald. Pies drapał. Ale ciekawe, czy on też jest gejem…?
– Gdybym ja tak mógł… – mruknąłem wkońcu ciężko. Hm, najwidoczniej platynowy, znaczy Andreas, nie miał problemówfinansowych. O ile kiedykolwiek przekonał się, że coś takiego istnieje. Pomieszkaniu i jego osobie nie było tego bynajmniej widać.
– Jeszcze wszystko przed tobą, Bill– stwierdził, uśmiechając się nieco wymownie. Ajć, coś mi się chyba przewróciłow żołądku. A to znaczyło dokładnie tyle, że najwyraźniej chciałbym przekonaćsię na własnej skórze co mnie czeka. I chodziło mi o przyszłość wcale nie tak daleką,jak na przykład najbliższa doba. Co, że ja sobie nie poradzę? Już jest mój!Niech tylko jeszcze ładnie kiwnę na niego paluszkiem, o tak!
Właśnie pokiwałem małym paluszkiem uprawej dłoni.
– Odgrzewam kolację, zjesz ze mną? –zapytał, podnosząc się z fotela. Kiedy koło mnie przechodził, przesunął palcamipo moich długich czarnych włosach. To było takie, oh!
– Jasne! – wyrwałem z chęcią.
I to wcale nie było tak, że mógłowinąć mnie sobie wokół palca, a ja poleciałbym na każde jego słowo i robiłróżne dziwne rzeczy. Nie, nie, ja po prostu chciałem mu się teraz trochęprzypodobać i pokazać mu, że jestem fajny i przydatny. No, bo, kurczę, jakbynie mam gdzie mieszkać, prawda? A on jakby ma wolną kanapę. I od jutra nawetpokój. No i myślę, że wolne miejsce w jego łóżku też by się znalazło, ale toprzecież jeszcze nie pora myśleć o takich rzeczach.
Upiłem łyk herbaty. Nawet topaskudztwo teraz lepiej smakuje! Stwierdziłem, że jest mi już dość ciepło, więcpozbyłem się kocyków i sweterków, po czym w japonkach, które wyciągnąłem ztorby pomaszerowałem do kuchni. Gotować i sprzątać też potrafię, a co!